Chylę czoła przed Noamem Murro i całą ekipą odpowiedzialną za "300: Początek imperium". Odnieśli wielki triumf, choć wszystko było przeciwko nim. Udało im się stworzyć wizualne szaleństwo,
Chylę czoła przed Noamem Murro i całą ekipą odpowiedzialną za "300: Początek imperium". Odnieśli wielki triumf, choć wszystko było przeciwko nim. Udało im się stworzyć wizualne szaleństwo, które powinno zachwycić nawet największych malkontentów. Okazało się, że bez Zacka Snydera w roli reżysera, bez Gerarda Butlera i jego one-linerów film i tak się obroni. Powiedziałbym nawet, że pod niektórymi względami jest lepszy od swojego poprzednika.
Fabularnie widowisko Murro jest zarazem sequelem, prequelem i rebootem "300". "Początek imperium" nie opowiada bowiem o jednej bitwie, lecz o dekadzie walk Greków z Persami. Jesteśmy więc świadkami śmierci Dariusza z ręki Temistoklesa, widzimy przemianę Kserksesa z syna-wymoczka w boga zemsty, powracamy do wydarzeń ze Sparty i pod Termopilami, które znamy z pierwszej części, by wreszcie wziąć udział w jednej z najważniejszych bitew konfliktu, rozegranej u wybrzeży Salaminy.
Mimo znacznie szerszej perspektywy czasowej twórcy "300: Początek imperium" pozostali wierni stylistyce opracowanej w pierwszym filmie przez Zacka Snydera. Dzięki temu kontynuacja sprawia wrażenie, jakby od czasu premiery jedynki minął może rok, a nie osiem lat. Choć Murro i spółka korzystają z tych samych rozwiązań wizualnych i narracyjnych, ich dzieło ma zupełnie inny charakter. "Początek imperium" to powiew twórczej wolności. Murro popuścił wodze fantazji, wykorzystując w pełni możliwości, jakie daje całkowite odrealnienie narracji, przerysowanie przemocy (choćby za sprawą fantastycznych, komputerowo wygenerowanych rozbryzgów krwi), celebracja fizyczności człowieka dzięki przedawkowaniu slow-motion (co w tym filmie bynajmniej nie jest zarzutem!). Rezultatem jest dzieło, które zawstydziłoby nawet bachantki odpowiedzialne za śmierć Orfeusza.
Warner Bros. Entertainment Inc.
"300: Początek imperium" jest formą brutalnych misteriów zemsty. To kino orgiastyczne, którego jedynym celem jest doprowadzenie widza do ekstazy i zatracenia go w wizji kultu walki. Aby w pełni móc się nim cieszyć, trzeba – tak jak w każdych misteriach – wyciszyć rozum i poddać się doświadczeniu. Zresztą o tym właśnie jest "300: Początek imperium". Twórcy, przekraczając stylistyczne granice, pokazują, że w wojnach nie ma racjonalnego uzasadnienia, że to narkotyk, stan utraty zmysłów, całkowite odurzenie możliwościami ciała i umysłu. Dlatego też wszystko w tym filmie ma ekstremalny charakter, począwszy od scenerii (gigantyczny Księżyc), przez dialogi (które stają się wręcz parodią wszystkich patetycznych przemów przedbitewnych, jakie można było kiedykolwiek usłyszeć w kinie), po czyny bohaterów (które zadają kłam prawom fizyki).
Podobnie jak w "300", w filmie Murro na ekranie królują półnagie męskie ciała prężące muskuły w heroicznych aktach przemocy. Ale mężczyźni mimo wszystko pozostają tu "wymoczkami", a ich wyrzeźbione ciała skrywają braki charyzmy i charakteru. Prawdziwymi twardzielami okazują się kobiety: zarówno znana z pierwszej części królowa Gorgo, jak i nowa postać – Artemizja. I to właśnie ta druga bohaterka jest najwspanialszym osiągnięciem osób odpowiedzialnych za "300: Początek imperium". Grająca ją Eva Green z brawurą wkroczyła na Olimp kinowych psychopatycznych geniuszy zła, dumnie zajmując miejsce w jednym szeregu z Heathem "Jokerem" Ledgerem i Anthonym "Hannibalem Lecterem" Hopkinsem. Jej kreacja jest absolutnie fenomenalna, jej ekranowa prezencja tak totalna, że nawet kiedy jej nie widzimy, jej obecność jest wyczuwalna każdą komórką ciała. Artemizja to królowa zemsty. Jest filarem filmu, tak jak w pierwszej części był nim Gerard Butler.
Przez lata przygotowań "300: Początek imperium" nazywany był "jednym z najbardziej niepotrzebnych sequeli". Jakie szczęście, że twórcy nie zrezygnowali z pomysłu jego zrobienia! Dziś nie jestem sobie w stanie wyobrazić świata kina bez "300: Początek imperium".
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu